czwartek, 31 marca 2016

Mała saszetka na zamek z geometrycznym niedźwiedziem i pętelką na rękę.

Dzisiaj spędziłam trochę czasu nad czymś nowym, a mianowicie nad saszetką na zamek, którą można założyć sobie na rękę, a zdobi ją geometryczny niedźwiedź mojego projektu. Saszetka wykonana jest z grubego, beżowego płótna o splocie panama, szwy w środku są ukryte a aplikacja została ręcznie namalowana akrylową farbą do tkanin, która się nie spiera, efekty możecie podziwiać poniżej, co sądzicie? Jak się podoba, wszelkie uwagi i komentarze mile widziane:)






A tak to się prezentowało w trakcie pracy:)

poniedziałek, 28 marca 2016

Wielkanocny prezent i do czego można wykorzystać resztę barwników do jajek.

Święta, Święta i prawie po Świętach, ja udając się do rodzinnego domu postanowiłam wykonać coś dla Mamy, z materiału który bardzo jej się podobał tak więc powstały łapki do gorących rzeczy i cztery podkładki pod talerze w połączeniu z jednolitą tkaniną w kolorze bardzo ciemnego turkusu. Oczywiście jako, że moja Mama jest mistrzem krawiectwa i nie ma rzeczy której by nie uszyła to ja dając własnoręcznie uszyty prezent mam do niego wiele zastrzeżeń. Jednak po wstępnych oględzinach spodobał się, mi mimo wszystko nie podobają się pewne zmarszczki na podkładkach, które Mama wspaniałomyślnie puściła mimo oczu:D A co można zrobić z barwnikami, które zostały po malowaniu Wielkanocnych jajek? Małe worki z napisami! Zanurzałam je do połowy w kubkach z barwnikami a potem po prostu wysuszyłam, efekty możecie obejrzeć poniżej:)












czwartek, 24 marca 2016

W delikatnym stylu.

Dzisiaj skończyłam pasiaste podkładki z wczorajszego posta, oraz kolejne w delikatnym stylu, koronki i beże, czyli coś co uwielbiam, jak Wam się podoba?:)




A tu wczorajsze paseczki:)




środa, 23 marca 2016

Odrobinę od kuchni. Odrobinę o sprzęcie na jakim pracuję.

Nie było mnie przez pewien czas, a przyczyną było paskudne choróbsko jakie się do mnie przykleiło, na szczęście po wielu dniach walki z kaszlem, gorączką i katarem (kolokwialnie mówiąc było to morze smarków) uderzam do Was z nowym postem! Jak zapewne się domyślacie podczas okresu chorobowej wegetacji nie stworzyłam niczego nowego, więc dzisiaj znowu będą podkładki, jednak odrobinę z innej strony, bo od kuchni!

poniedziałek, 14 marca 2016

Promocja, zaległe worki i chorowity wypad do stolicy.

W ten weekend razem z mym Lubym wybraliśmy się spontanicznie do Warszawy i tu też pech musiał mnie dosięgnąć, choroba, właśnie leżę sobie w łóżku z gorączką i kaszlem pisząc tego posta (myślę, że spokojnie mogę go nazwać wypocinami, bo gorąco uderza mnie z zimnem na przemian). W stolicy trochę sobie pobłądziliśmy w okolicach Nowego Świata i ulicy Rozbrat, ogólnie przyjemnie, mam nawet kilka fotek, mieszkać bym tam nie chciała, chyba jednak dorosłam na tyle aby docenić uroki wsi:) Wczoraj po powrocie z wycieczki, postanowiłam zorganizować promocję na swoim facebookowym fanpage'u --> klik
Możecie nabyć trochę moich produktów w promocyjnych cenach. ostatnio też miałam przyjemność wykonać coś dla uroczej Marty (która robi cudne kartki okolicznościowe i notesy, możecie podziwiać tutaj: Paper Street Co.) były to worki na kapcie, do noszenia na plecach, okraszone imieniem i nazwiskiem właściciela, poniżej zdaję całą relację zdjęciową z wypadu no i z worków:)


Za zdjęcia worków dziękuję Marcie:)



Taki piękny mural znalazłam w jednej z uliczek.

 Maleńki pub o wdzięcznej nazwie Ruda Grażyna, napis niestety zaginął w świetle neonu.
 Ta nieszczęsna palma:D
 Samotna Frida wraz z tablicą.
 No i trochę mnie, w pełnym oporządzeniu, zimno było i gardło bolało, za to słońce cudne:D

środa, 9 marca 2016

Worek w stylu vintage.

Jak już zauważyliście, ostatnio pracowałam głównie nad podkładkami pod kubki, aby odświeżyć trochę umysł udało mi się stworzyć worek w stylu vintage. Kwieciste płótno w stonowanych kolorach idealnie komponuje się z surowym jutowym sznurkiem, który, na marginesie, sama uplotłam. Worki na plecy wydają mi się świetną alternatywą szczególnie w okresie wiosennym i letnim, kiedy ciężkie skórzane torby chcemy zamienić na coś lżejszego. Worek jest spory, więc bez problemu pomieści wszystkie drobiazgi które potrzebujemy mieć przy sobie, a do tego wygodniej się nosi, bo jak to w plecakach bywa ciężar rozkłada nam się równomiernie na ramionach dzięki czemu jest mniej odczuwalny. Więcej wzorów i kolorów możecie spodziewać się już wkrótce, bo wiosna zbliża się do nas wielkimi krokami:)

wtorek, 8 marca 2016

Podkładkowe szaleństwo.

Podkładkowe szaleństwo trwa! Tyle faktur, wzorów i kolorów a dzień jest taki krótki, wczoraj udało mi się uszyć osiemnaście sztuk, tak bardzo mnie podkładki wciągnęły, że nie mam czasu na nic innego! Przedstawiam Wam dzisiaj efekty wczorajszej ciężkiej pracy, dużo błękitu i granatu. Dużo kwiatków i kratki. Chyba dzisiaj, z okazji Dnia Kobiet sama sobie sprawię jakiś komplecik, bo wiadomo, szewc bez butów chodzi:) Wiosna idzie do nas wielkimi krokami, Wielkanoc za pasem, a ja mam w planach więcej dodatków do domu.



środa, 2 marca 2016

Trochę mnie nie było.

Trochę mnie nie było, to był bardzo intensywny weekend! Dosłownie z dnia na dzień czyli w piątek wieczorem, mój Luby poinformował mnie, że w sobotę o 5 rano jedziemy do Wrocławia na warsztaty. Oczywiście wujek Google powiedział, że 5 i pół godziny starczy nam na dotarcie do celu, więc ustaliliśmy sobie zapas czasowy i w drogę, dotarliśmy, ale po godzinach prawie 8 i na styk zaczęliśmy warsztaty. Jednak w drodze powrotnej czekała nas prawdziwa niespodzianka! Gdy byliśmy już między Wyszkowem a Łomżą, (do domu zostało praktycznie tylko 100 km) silnik nagle zgasł a spod maski poszła para, zaglądamy, chłodnica sucha, spoko, za nami 2 km była stacja benzynowa, może ktoś pomoże, wlaliśmy butelkę wody do zbiornika i powolutku dotarliśmy. Stacja oczywiście była zamknięta (przerwa o północy) ale obok stało kilka tirów, mówię do Lubego: Idź zapytaj może ktoś coś doradzi. Poszedł, ale żeby nie było zbyt łatwo, Pan mówił tylko po rosyjsku, i tak metodą prób i błędów, masą gestów i synonimów powiedział, że nic się teraz nie da zrobić, dał galon wody i kazał szukać motelu. Ale oczywiście historia była by mało ciekawa, więc na parking koło stacji zajeżdżają dwa autobusy kibiców prosto z meczu, i dawaj do rosjanina, że zabierają mu tira a w zamian dają paczkę fajek i trzy dychy. Powiem szczerze, że powoli żegnałam się z życiem, jednak na szczęście dali mu spokój i pojechali. Tak więc zebraliśmy się i zaczęliśmy kierować w stronę motelu, który jak się okazało jest 3 km do przodu, systematycznie dolewając wodę do chłodnicy udało się nam bezpiecznie dotrzeć na miejsce. Lubemu udało się obudzić właścicieli, dostaliśmy pokój a miły Pan obiecał podholować wóz z rana do mechanika. Jakby było za mało problemów u mechanika okazało się, że to jednak grubsza usterka niż np. pęknięty wężyk, że wirnik przetarł w pompie wodnej dziurę szerokości palca i że dopiero po 15 będą wiedzieli czy mają tę część. Mieli, samochód zrobili o 18 i wymęczeni dotarliśmy do domu. Spodziewałam się przygody, ale nie takiej, za takie ciężkie to ja dziękuję, na osłodę traumatycznych przeżyć i wizji bycia zabitym przez agresywnych kibiców, serwuję sobie i Wam kolejną porcję podkładek, tym razem w odcieniach różu:)